Never? Never.
- Rose, rusz swój leniwy tyłek! Zaraz się spóźnisz!- krzyczała Soph. Szybko wrzuciłam potrzebne książki do torby i w pośpiechu wybiegłam z pokoju. W drodze do samochodu zdążyłam wstąpić do kuchni po kubek termiczny z herbatą i jabłko. Korki na drogach spowodowały lekką obsuwkę w czasie, więc jak zawsze byłam spóźniona. Wypadłam z samochodu, ówcześnie całując Soph w policzek, i biegiem ruszyłam do szkoły. Maksymalnie mogę się spóźnić 15 min, inaczej mam nieobecność. Nie to, żeby mi zależało, tylko wolę uniknąć gadania rodziców. Jestem mistrzynią spóźnień, szczególnie na 1 lekcję. Nie zrozumcie mnie źle, ale łóżko to jedyna rzecz, którą szczerze kocham, a Joe nie jest o nią zazdrosny.
8:06 - cóż za niespodzianka! Spóźniłam się tylko kilka minut. Stojąc już przed klasą ogarnęłam się i z jakże wielkim entuzjazmem (wyczuwacie ten sarkazm?) weszłam do klasy...
-Pani Collins?! Co się stało, że postanowiłaś się pojawić na mojej lekcji?- zapytała nauczycielka od literatury. Tak bardzo jak lubię czytać, ogólnie rzecz biorąc książki, wiersze, tak bardzo nie znoszę tej kobiety. Jest wredna, cyniczna, więc przepraszam, ale odpłacam tym samym. Wiem, że zachowuję się jak 5-letnie dziecko, jednak nie potrafię pohamować w sobie żądzy zemsty. To zdecydowanie jedna z moich wad. Kolejną, niewątpliwie jest niewyparzony język...
- Widzi pani, chciałam zobaczyć Pani durną minę jak się okaże, że jednak przyjdę - odpyskowałam ze sztucznym uśmiechem i usiadłam na moje miejsce, koło Luke'a. Klasa się zaśmiała, a nauczycielka postanowiła tym razem mi odpuścić, co mnie niezwykle zdziwiło. Zwykle kończy się u dyrektora, który z kolei jest w porządku. Zazwyczaj śmiejemy się i rozmawiamy. Facet jest zabawny i rozumie nas, młodych, zbuntowanych nastolatków. Tak czy owak lekcja się zaczęła i wnioskując po jej minie, mogłam przygotować się na kolejne 50 minut udręki.
Wreszcie zadzwonił dzwonek i wszyscy wyszliśmy z klasy. Razem z Thomsem poszliśmy na następną lekcję, rozmawiając.
- Co z Ash? - zagadnęłam.
- Wczoraj za mocno zabalowała i pół nocy tuliła sedes.
- To musiało się dziać... Zazwyczaj to mnie wyprowadzacie półprzytomną - zaśmialiśmy się. Poważnie, mam słabą głowę.
- Przygotowana na jutro?
- Jeśli mam być szczera to liczyłam na waszą pomoc.
- Jeśli mam być szczery to wolę pomagać Tobie niż Ash- wybuchnęłam śmiechem.
- Myślisz, że się wywinę?- spytałam. Ashley jest królową niezdecydowania i pakowanie jej to ostatnia rzecz, w której chcę jej pomóc.
- Dobrze znasz odpowiedź na to pytanie. Powodzenia - mrugnął po czym wszedł do klasy. Ehh, witaj biologio.
Kolejne lekcje dłużyły mi się niemiłosiernie. Oprócz wf. Uwielbiam się ruszać, no chyba, że jest to 6 rano i trzeba wstać do szkoły. Wychodząc z budynku zauważyłam Luke'a, więc podeszłam do niego i niespodziewanie przytuliłam go od tyłu. Kocham go. Bardzo mocno. Jednak nie w 'ten sposób', tylko jak brata.
- Hej sweetie! Jakie plany na dziś?
- W zasadzie to... plan bezplan. Skoczymy na kawę?
- Jasne! Alfredo?
- Alfredo. - odpowiedziałam i wsiadłam do auta Luke'a. Może małe wyjaśnienie.. Alfredo jest naszym znajomym, który prowadzi niesamowitą kawiarnię w centrum miasta. Alf jest miażdżąco pozytywnym człowiekiem. Poznaliśmy się przez przypadek w zeszłe wakacje.
Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Weszliśmy do pomieszczenia i od razu poczułam TEN zapach- zapach kawy. Mówiłam już, że jestem ogromnym smakoszem kaw i herbat? Nie? To właśnie mówię. Mój dzień jest stracony bez choćby jednej filiżanki kawy czy herbaty.
- Wiesz już co zabierasz w podróż? - spytał Thoms, kiedy siadaliśmy na kanapach w naszym ulubionym kącie kawiarni.
- Nie bardzo. Wiem, że muszę dokupić kilka rzeczy. A ty mistrzu organizacji? Wszystko gotowe? - Luke jest najbardziej ogarniętym chłopakiem jakiego znam, naprawdę. Jego pokój zawsze promienieje czystością (w odróżnieniu od pokoju Ash...) a sam jest zorganizowany jak nikt.
- Oczywiście, że tak! Nie zostawiam wszystkiego na ostatnią chwilę jak Wy, lalunie - prychnęłam.
- Idę zamówić. To co zawsze?
- Yuppp, napiszę do Ash, może się ogarnie i przyjedzie - Thoms odszedł, a ja wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać
Do: Ash xoxo
Wpadaj do mnie, Ash! Mamy hektolitry wódki, która nie może się zmarnować xx
Po niecałej minucie dostałam odpowiedź.
Od: Ash xoxo
Ha ha, bardzo zabawne. Gdzie jesteście? Dojadę do Was.
Odpisałam hasłem 'Alfredo' i mrugnęłam do Luke'a na znak, że jego siostra przyjedzie. Chłopak domówił jedną kawę i dołączył do mnie.
- Jak myślisz do jakiej rodziny trafisz? - spytał.
- Sama nie wiem. Mam tylko nadzieję, że to nie będzie jakaś stara, moherowa baba, która będzie mi ciągle truła tyłek. Albo jakaś kociara, blee.
- Przecież lubisz koty.
- Ale w umiarze - zaśmiał się na wspomnienie 5-letniej Rosalie Collins, która została zaatakowana przez 4 koty ciotki Renie. Uwierzcie to nie było takie śmieszne 13 lat temu.
- Ciekawe do kogo mnie przydzielą... Oby to była jakaś wysoka brunetka, młoda, najlepiej chętna - mówił z rozmarzeniem.
- Fuj, jesteś obrzydliwy.
- I tak pewnie Ci się śnię po nocach...
- Chyba w najgorszych koszmarach! - odpysknęłam. Często się tak przedrzeźniamy, a potem z tego śmiejemy.
- O popatrz! Idzie nasza pijaczka - powiedział, kiedy do kawiarni weszła Ashley. Mistrzyni makijażu wszystko ukryła, skubana bestia.
- Hej Wam! - przywitała się, siadając.
- Proszę, proszę, kogo my tu mamy! Nie sądziłam, że uda Ci się dzisiaj wyjść poza łazienkę - powiedziałam. Zaśmialiśmy się z Lukiem.
-Ale było warto - odpowiedziała zadowolona z siebie - A jak kolacja z rodzinką?
- Nic nie mów... Porażka - przewróciłam oczami, a młody kelner przyszedł do stolika z naszym zamówieniem.
- Bardzo proszę. Jedna kawa dla Ciebie, - mówił kładąc kubek przed Thomsem - druga dla Ciebie - dając napój Ash - i dla Ciebie, piękna.
- Ojej, dziękuję - odpowiedziałam uśmiechając się ciepło.
- Gdybyś czegoś potrzebowała... yyy to znaczy potrzebowaLI to po prostu mnie zawołajcie - rzekł i mrugnął do mnie, zanim odszedł.
- Wow, spodobałaś się mu! - krzyknęła pełna entuzjazmu przyjaciółka.
- No i co z tego?
- No i co z tego?! Dziewczyno, umów się z nim!
- Ashley... Mam chłopaka. Zapomniałaś?
- Ale on jest taki uroczy...
- Nawet jakby był Orlando Bloom'em bym się z nim nie umówiła. Pomyśl o Joe. Sama nie chciałabym, aby randkował z innymi dziewczynami...
- Dobra, nieważne. Spakowana? -przerwała mi Ash z grymasem na twarzy.
- Nie bardzo. Może pojedziemy zaraz do sklepu na ostatnie zakupy, potem do Was ogarnąć Ashley i na końcu pomożecie mi?
- Kupuję! - powiedzieli oboje.
Po tym jak dopiliśmy kawy pojechaliśmy do centrum handlowego, w którym spędziliśmy dobre 3 godziny.
Teraz najgorsze- pakowanie Ashley.
Jak zawsze zaczęło się od 'O nie! Gdzie ja zmieszczę wszystkie buty?!', potem faza 'Zapomniałam o.. *wymienia tysiąc rzeczy*' po czym mamy z Lukiem dość i schodzimy na dół obejrzeć jakiś film. Zanim się dziewczyna spakuje uwierzcie mi, minie trochę czasu. Kocham Ashley, ale jest mega roztrzepana. Wszędzie jej pełno.
- Dałam radę! - powiedziała blondynka wchodząc do salonu i opadając na kanapę, obok mnie. Film akurat się kończył, więc niespełna 30 minut później jechaliśmy już w stronę mojego domu. Na całe szczęście okazało się, że rodzice wyszli. Może nie powinnam tak mówić, ale wolę jak nie ma ich w domu. Wytwarza się wtedy zupełnie inna atmosfera- bez kłótni i fałszywości.
- To jak, od czego zaczynamy? - zapytała Ashley, wchodząc do mojego pokoju. Z garderoby wyciągnęłam 2 duże walizki, które po godzinie pakowania były już całe wypełnione. Na dworze było już ciemno, a jutro wylatujemy wcześnie z rana, więc musiałam pożegnać się z rodzeństwem.
Joe's POV
Ostatnią lekcją był wf. Istnieją dwa powody, które sprawiają, że jest to moja ulubiona lekcja. Po 1. jak każdy chłopak w moim wieku- kocham się ruszać, po 2. jeszcze bardziej kocham oglądać dziewczyny w krótkich spodenkach i ogromnych dekoltach. Cholera, to takie seksowne jak laska jest wysportowana. Nie wincie mnie, jestem facetem...
Wchodząc pod prysznic myślałem tylko o jednym... Cholernie chciałbym, aby moja dziewczyna taka była. Mam na myśli... Przestała być taka niewinna jeśli chodzi o 'te' sprawy, żeby zaczęła pokazywać swoją figurę.
Nie jestem typem osoby, która czegoś sobie odmawia. Dlatego od razu po wyjściu ze szkoły znalazłem Lindę.
- Co dzisiaj robisz?
- A co chcesz żebym robiła? - powiedziała uwodzicielsko i zamrugała oczami. To mi wystarczyło. Wpakowałem ją do mojego auta i z piskiem opon ruszyłem w kierunku mojego domu. O tej porze wiem, że nikogo nie ma w jej domu, a myśl o niej, nagiej na stole w jadalni sprawiała, że byłem jeszcze bardziej zniecierpliwiony i pobudzony. Te 20 minut w samochodzie były jednymi z najdłuższych. Nie wiem jak mi się udało dojechać cało i zdrowo. Zapieprzałem po drodze jak wariat. Wchodząc do domu nie traciłem zbędnego czasu. Zanim główne drzwi zdążyły się zamknąć, Linda nie miała na sobie już ani jednej warstwy. Kilkanaście minut później było już po wszystkim.
- Dlaczego to robisz? - spytała, leżąc na mnie.
- Robię co?
- Dlaczego ze mną sypiasz? Ona nie jest wystarczająco dobra? - zaśmialiśmy się.
- Ona mi nie daje.
- Żartujesz? - zadrwiła.
- Nie. I koniec tematu Rose. Zrozumiałaś?! - zdenerwowałem się. Nienawidzę myśli, że nie ufa mi wystarczająco, żeby mi się oddać.
-Uuu spokojnie kochanie, nie denerwuj się tak.
-Aa poza tym, masz fantastyczną dupę - powiedziałem i klepnąłem ją w nagi pośladek. Tym sposobem zasłużyłem sobie na kolejną rundę. Ona doskonale wie czego potrzebuję.
Rosalie's POV
Umyta i pachnąca balsamem do ciała, usiadłam na łóżku. Miałam zamiar przeczytać rozdział Harrego Pottera. Swoją drogą...Harry Potter...UWIELBIAM GO. Czytam go już 4 raz, ale nie mam dość. Niespodziewanie ktoś zapukał do moich drzwi. Kto to do cholery?
- Wejść! - krzyknęłam. Drzwi skrzypnęły, a w ich progu pojawił się Max- mój młodszy brat. Maxy ma 13 lat i jest najmłodszy w rodzinie. Mamy dobrą relację, tak sądzę. - Co jest Maxy?
- Chciałem... chciałem...
- Dalej braciszku, wysłów się. - powiedziałam i lekko szturchnęłam go, żeby dodać mu otuchy.
- Chodzi o to, że... będę za Tobą tęsknił.
- Aww, Maxy! Też będę za Tobą tęsknić. Chodź tutaj! - powiedziałam, a chłopak się we mnie wtulił - To tylko 2 miesiące. Wytrzymasz młody!
- Boję się, że odejdziesz tak jak Jackson i Jacob - spojrzałam na niego. Cholera, jak on mógł pomyśleć, że go tak zostawię...
- Max posłuchaj mnie - mówiłam trzymając go za podbródek - Nie potrafię Ci obiecać, że stąd nie wyjadę, ale na razie nie mam takich planów. Wiedź, że nawet jeśli by się tak stało to nie odejdę tak, jak oni. Nie zostawię Cię, okej?
- Nigdy?
- Nigdy. A teraz zmykaj do siebie! Dobranoc braciszku!-przytuliłam go. 13-latek wyszedł z uśmiechem, a ja momentalnie poczułam zmęczenie. Odegnałam wszystkie myśli dotyczące jutrzejszego dnia i nałożyłam słuchawki. Tak wiele niewiadomych...
~*~
Nareszcie 2 rozdział! Należą się Wam przeprosiny. Rozdziały POWINNY pojawiać się co tydzień. Czasem zdarzają się wyjątkowe sytuacje, mam nadzieję, że rozumiecie,
Zapowiadamy, że 3 już w niedzielę 25.01
Jak Wam się podobał rozdział? Myślę, że trochę Was naprowadziłyśmy z tematem, ale wszystko powinno być jasne już w następnym rozdziale. 12 osób zgłosiło, że czyta <p.s. jest nam bardzo miło? więc dobrze by było, aby pojawiły się komentarze! Serdecznie dziękujemy 2 osobom, które tego nie zignorowały! Komentarze naprawdę motywują, a 1 minuta Was nie zbawi, a nas uszczęśliwi.
JAKIEŚ PYTANIA? ASK
CZYTASZ = KOMENTUJESZ
Supi rozdział @arianatorka
OdpowiedzUsuńOmg chcę next ;3
OdpowiedzUsuńZapowiada się ciekawe opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać aż Justin wkroczy <3
OdpowiedzUsuńK
OdpowiedzUsuńO
OdpowiedzUsuńC
OdpowiedzUsuńH
OdpowiedzUsuńA
OdpowiedzUsuńM
OdpowiedzUsuńT
OdpowiedzUsuńO
OdpowiedzUsuńKiedy następny?
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńBardzo dobrze piszecie:) Bez żadnych błędów ortograficznych, językowych. A Joe to frajer :')))))))
OdpowiedzUsuń@fckedbiebz