Sherlock.
Moja szczęka mimowolnie opadła. Ogarnij się Rose, bo robisz z siebie
idiotkę.
- Przepraszam za spóźnienie, ale
miałem parę ważnych spraw do załatwienia. Mam nadzieję, że nie czekałaś długo?
- powiedział i niezręcznie podrapał się w tył głowy.
- Nieee, nie martw się o to -
odpowiedziałam uśmiechając się. Chłopak od razu odwzajemnił uśmiech. Wydaje się
być miły...
- Cóż... więc witamy w Stratford!
Jestem Nick. A Ty jak masz na imię, piękna?
- Ohh, daj spokój. Na pewno wiesz po
kogo przyjechałeś! - odpowiedziałam szturchając go w ramię. Nick się zaśmiał i
pokręcił głową.
- Ooo Ty mała bestio! Sprytna jesteś!
- Bestia?! Przed minutą byłam piękną - drażniłam się z nim udając smutną.
- Wiesz miało być jak w jakiejś
bajce. Na parkingu stoi samotna dziewczyna i nagle przyjeżdża po nią jakiś
przystojny nieznajomy. Poznają się i zakochują. Wszystko zepsułaś! - powiedział
również udając obrażonego.
- Tymczasem wyszła nam z tego piękna
i bestia - odpowiedziałam, po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Dobra Sherlocku, wsiadaj do auta,
ja wpakuję twoje walizki. Swoją drogą chyba wpakowałaś tam Watsona!
- Ha ha, zabawne! - krzyknęłam zanim
usiadłam na fotelu pasażera.
Jeśli myślałam, że nic nie jest w
stanie pobić wyglądu tego auta od zewnątrz to byłam w błędzie. Wnętrze było
nieziemskie.
- Zmęczona? - zapytał Nick, kiedy
wsiadł do samochodu.
- Trochę - odpowiedziałam ziewając.
Nie wiem skąd wzięło się to ziewanie, naprawdę nie jestem tak bardzo zmęczona.
- Trochę? Mhm - zaśmiał się. - Jak
lot?
- W zasadzie to dobrze, pomijając
chrapiącego faceta na lewo i wiecznie płaczące dziecko dwa rzędy z przodu. Ale
dzięki, że pytasz.
- Nie ma za co - odpowiedział, a na
naszych twarzach wciąż widniały uśmiechy. Przez resztę drogi Nick, opowiadał
trochę o mieście. Dowiedziałam się, że nie jest tak wielkie jak Nowy Jork, ale
jak na kanadyjskie miasto jest spore. Ponadto 15 km stąd znajduje się plaża.
Genialnie. Nic dodać, nic ująć.
Po około 25 minutach byliśmy na
miejscu. Dom, pod którym zaparkowaliśmy
był na prawdę duży i robił wrażenie. Jestem pewna, że nie mieszka tu sam. Oho, dobra dedukcja Sherlocku.
Nick dał mi klucz do drzwi, a sam zabrał się za moje walizki.
Biedactwo. Ważą chyba z tonę.
Wchodząc do środka nie spodziewałam się tego co zobaczyłam. Moim oczom
ukazała się ogromna przestrzeń. Dom był urządzony nowocześnie. Wszystko do
siebie pasowało i widać, że nie kosztowało to grosze. Jednak ktoś dobierał
meble i dodatki tak, żeby nie przesadzić. Nick chyba zauważył moje zdziwienie i zaśmiał się pod nosem.
- Chodź, oprowadzę Cię - powiedział
i zostawił bagaże, łapiąc mnie za rękę.
- No więc.. tu jest salon z jadalnią,
a na lewo masz kuchnię. Chodźmy na górę, pokażę ci resztę.
Szliśmy przez korytarz pełen drzwi, a
mnie od razu zaczęło zastanawiać co się za nimi kryło. Kiedy Nick otworzył
jedne z nich, ukazało się duże pomieszczenie. Pokój był w trochę innym stylu
niż salon. Mam na myśli, że jest bardziej przytulny, niż nowoczesny. Widać, że
mieszka tu Nick.
- To jest mój pokój.
- Mogę tu zamieszkać? - zapytałam
robiąc do chłopaka maślane oczy.
- Zabrzmiałaś jak osioł z Shreka -
powiedział i zaczął się śmiać.
- Ejjj! - powiedziałam w proteście -
Dupek! - zaśmiałam się.
- Chodź, teraz ten dupek pokaże Ci
Twoją sypialnię.
Nick zaprowadził mnie do ostatniego
pokoju po lewej. Otwierając białe, drewniane drzwi moim oczom ukazało się
średniego rozmiaru pomieszczenie. Było tu bardzo, bardzo przytulnie.
- Podoba Ci się? - spytał mnie Nick,
otrząsając mnie z transu.
- Żartujesz?! Nie mogło być
lepiej! - byłam tak podekscytowana że niespodziewanie wskoczyłam na ramiona Nicka
i zaczęłam mu dziękować.
- Wow nie wiedziałem że tak na Ciebie
działam! - krzyknął chłopak między napadami śmiechu
- No no, nie wyobrażaj sobie za wiele kolego -
powiedziałam po czym obydwoje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę, że
tu jesteś - powiedział z przyjaznym uśmiechem. - Poczekaj, przyniosę ci twoje
walizki.
Kiedy chłopak zniknął za drzwiami, zaczęłam d o s ł o w n i e skakać. To było ostatnie czego bym się
spodziewała, naprawdę. Nagle usłyszałam sygnał wiadomości.
od: Joe
No witam moją księżniczkę. Jak tam? Już
tęsknisz?
do: Joe
Widzę że to Ty nie możesz żyć beze
mnie. Dotarłam chwilę temu na miejsce. Muszę się tu ogarnąć. A jak u Ciebie? xx
od: Joe
U mnie? Usycham tu bez Ciebie kochanie. Do zobaczenia później. xx
Wpatrywałam się w ekran telefonu z
uśmiechem na ustach, aż nagle zza progu pojawił się Nick obładowany moimi
walizkami i czerwony z wysiłku. Biedaczek.
- Tu są twoje rzeczy, a raczej tony
rzeczy. Rozpakuj się, urządź i zejdź do salonu. A! Zapomniałbym, łazienka jest
obok - powiedział i puszczając mi oczko wyszedł.
Od razu wzięłam się za rozpakowywanie. Muszę przyznać, że trochę mi to zajęło,
a zabrałam najpotrzebniejsze rzeczy... Nooo powiedzmy że najpotrzebniejsze.
Zanim zeszłam na dół, postanowiłam wziąć orzeźwiający prysznic. Po
kilku godzinach lotu nie jestem już 'pierwszej świeżości'. Wychodząc z łazienki zdałam sobie
sprawę, że jest już późno i nie będę nigdzie
dzisiaj wychodzić. Ubrałam najwygodniejsze dresy pod słońcem, a włosy związałam w luźnego kucyka
i poszłam do salonu. Na jednej z ogromnych kanap siedział rozwalony Nick,
oglądając coś w telewizji. Gdy tylko mnie zobaczył, przerwał swoją czynność i
poprawił się wygodniej na sofie. Ze szczerym uśmiechem powiedział, żebym
usiadła na przeciwko niego, co zrobiłam z wielką przyjemnością.
- Jak wrażenia Rosalie? - odezwał się
pierwszy.
- Jeśli mam być szczera to jestem
zaskoczona. Będąc w domu tworzyłam różne scenariusze, ale w żadnym z nich nie
było 'tego'. Wciąż nie mogę w to uwierzyć...
- Cieszę się, że Ci się podoba -
ciągle się szczerzył, a jeśli mam być szczera to jego uśmiech jest strasznie
zaraźliwy.
- Opowiedz mi coś o sobie -
kontynuował Nick.
- A co chciałbyś wiedzieć?
- Najlepiej to wszystko - powiedział
ze śmiechem.
- Cóż... Nazywam się Rosalie Acacia
Collins, ale znajomi mówią mi Rose. Za 1,5 miesiąca kończę 18 lat. Mieszkam w
Nowym Jorku z rodzicami, młodszym bratem i Sophie. Przyjechałam tu razem z
moimi przyjaciółmi i chłopakiem.
- Widać, że masz chłopaka.
- Po czym to widać?
- Dziewczyno, czy ty się kiedykolwiek widziałaś w lustrze?!
Wyglądasz rewelacyjnie!
- Haha dziękuję, choć i tak nie zapomnę Ci tej bestii cwaniaczku!-
zaśmialiśmy się jeszcze
mocniej. Zdecydowanie go polubiłam.
- Nie mogę doczekać się, aż chłopcy Cię zobaczą. Ich miny będą
bezcenne.
- Jacy chłopcy?
- Zapewne mój Sherlocku domyśliłaś się, że nie mieszkam tu sam,
co? - kiedy skinęłam głową, kontynuował - Zatem dzielę ten dom z trójką
przyjaciół. Jutro ich poznasz. Tak jak i ekipę obok.
- Ekipę obok?
- Mówiąc prosto żyję w paczce. Jak wyjrzysz przez okno zobaczysz
podobny dom do tego. Mieszka tam Austin, Cameron, Harley i jego dziewczyna-
Margo. Ich również poznasz jutro. Streszczając żyjemy razem w ósemkę, ale w
dwóch domach. Dla wygody.
- Nareszcie jakaś dziewczyna! - Nick zaśmiał się z mojego
komentarza.
- Cóż z naszej siódemki tylko Harley i Austin mają dziewczyny.
Margo jest bardzo miła i uczynna, na pewno odnajdziecie wspólny język. Co do
Jessici nie jestem pewien... Krótko mówiąc jest suką. Nikt oprócz Austina jej
nie cierpi. Dziwię się, że z nią jest. Laska nienawidzi każdego faceta, który
ją spławia i każdej dziewczyny, która jest mądrzejsza lub ładniejsza od niej.
Po prostu ignoruj ją. Na pewno dogadasz się z Nicol i Kylie. Nicki jest moją
kuzynką, a Kyl to jej przyjaciółka. Są zabawne i towarzyskie, więc charakterem
jesteście podobne.
- Nawet nie wiesz jaką ulgą jest słysząc to. Mam na myśli to, że bałam się, że inni nie przyjmą mnie tu tak
dobrze jak Ty. Tak nawiązując to... masz tylu przyjaciół... dlaczego chciałeś
''zaadoptować'' jakąś laskę ze Stanów na 2 miesiące? Nie sądzę, że masz więcej
jak 20 lat, a chcesz opiekować się jakąś gówniarą?
- Cóż skoro masz się czegoś o mnie
dowiedzieć to może nie zaczynajmy od dupy strony - zaśmialiśmy się - Nazywam się Nick Smith i trafiłaś w
dziesiątkę, bo mam 20lat. Skończyłem szkołę 2 lata temu i na razie nie mam
planów na przyszłość. Collage to chyba nie moja bajka. Z rodzinom straciłem
kontakt dawno temu, ale z tego co się orientuję mieszkają gdzieś w Północnej
Kandzie. W Stratford mieszkam od 3lat i tu poznałem większość kumpli. Co do
''adoptowania'' to... Pewnego dnia, przechodząc koło głównego budynku miasta,
na tablicy ogłoszeń zobaczyłem informację na temat opieki nad młodzieżą z USA.
Doczytałem o co w tym wszystkim chodzi i pomyślałem: Hej! A może by tak kogoś przygarnąć na te 2 miesiące? Postanowiliśmy z przyjaciółmi, że to będzie
fajna przygoda i dobrze będzie poznać kogoś nowego. Zgłosiłem się na ochotnika
i wypełniłem papiery. Kolejnego dnia przyszła do mnie kobieta, żeby sprawdzić
'czy się nadaję' i udało się! Wczoraj było spotkanie na temat tego całego
zdarzenia i między innymi przydzielano kto, gdzie i z kim ma zamieszkać.
Ponieważ Twoi opiekunowie stwierdzili, że jesteś najstarsza z osób, które nie
mogą mieszkać same, trafiłaś tu. Chodziło im głównie o to, że jestem trochę za
młody, żeby opiekować się 15 latkiem, a Ty i tak dałabyś sobie radę sama. Nie
wiedziałem o tobie w zasadzie nic. Jedynie, że jesteś 17 letnią Rosalie Collins.
Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłaś. Wczoraj z chłopakami rozmyślaliśmy o Tobie. Jedni stawiali na kujonice z masą książek i aparatem na zębach, a drudzy
na dziwkę z ogromnymi, sztucznymi cyckami. To zaskakujące, że nie okazałaś się
w żadnym stopniu jedną z nich. Cieszę się, że trafiliśmy na piękną,
uśmiechniętą i sympatyczną dziewczynę.
- Jeju, to urocze! Dziękuję, dziękuję
za wszystko - powiedziałam przytulając go. Chłopak bez zawahania przycisnął
mnie bliżej siebie. Poczułam się jak w domu, a to dopiero pierwszy dzień.
- Nie ma za co słońce. Teraz leć już,
bo pewnie jedyne o czym marzysz to wygodne łóżko - z uśmiechem przytaknęłam i
na pożegnanie daliśmy sobie całusa w policzek. Poszłam na górę, wołając po
drodze 'dobranoc'. Weszłam do pokoju i od razu przebrałam się w piżamkę.
Położyłam się na łóżku i dosłownie czułam się jak księżniczka. Materac był mega
wygodny, kołderka ciepła, a masa poduszek spotęgowała moją empatię do tego
miejsca. Nie musiałam długo czekać, a moje oczy same się zamknęły przynosząc
błogi sen.
JOE'S POV:
Spod parkingu odjechałem autem, które
udało mi się wynająć na czas pobytu w Kanadzie. W telefonie włączyłem GPS i
wpisałem podany adres. Urządzenie pokazało, że czeka mnie jakieś 10 minut
jazdy, a po drodze, minę supermarket. Nie mogłem oprzeć się pokusie i
zatrzymałem się przy ów sklepie. Z tego co mi wiadomo, na miejscu czeka na mnie
zaopatrzona lodówka, więc kupiłem tylko zgrzewkę piwa, paczkę fajek, 1l wódki i
pepsi.
Będąc już pod budynkiem mieszkalnym,
zaparkowałem auto na pierwszym lepszym miejscu i obładowany torbami poszedłem
do środka. Dzięki Bogu ten akademik ma windę. Profesor mówił, że budynek jest
podzielony na 2 części. Jedną z nich zajmują uczniowie szkoły, a drugą osoby,
które są tu tymczasowo, jak ja.
Wysiadłem na najwyższym piętrze,
gdzie znajdował się mój apartament. Odszukałem mieszkanie nr 146 i wszedłem do
niego. Na początku byłem trochę zaskoczony. Nie spodziewałem się, że mieszkanie
będzie, aż tak dobrze wyglądać. Dosyć sprawnie poszło mi rozpakowywanie, a
że postanowiłem zwiedzić trochę okolice
to wziąłem przed wyjściem szybki prysznic.
Wyszedłem z domu i w tym samym
momencie usłyszałem otwieranie drzwi z naprzeciwka. Moim oczom ukazała się
smukła sylwetka, seksownej blondynki.
- Mieszkasz tu przystojniaczku?- spytała Linda, kusząco przygryzając wargę.
- Yeah, ale widzę, że daleko mi nie
uciekłaś. A to się dobrze składa.
- Nawet bym nie śmiała Ci uciekać.
Jakieś plany na teraz?
- Chciałem rozejrzeć się trochę, ale
mam już lepsze plany. Co Ty na to kochanie, żeby ochrzcić Twoje łóżko? -
spytałem, całując dziewczynę po szyi. Nie musiałem prosić się dwa razy. Całe
szczęście zdążyliśmy zamknąć drzwi, zanim nasze ubrania znalazły się na
podłodze.
Kurwa. Ona doprowadza mnie do szaleństwa. Rose nawet nie wie, ile
traci. Czy czuję się źle w związku z tym, że ją zdradzam? Nie. Są na świecie dwie rzeczy, które kocham bardziej od niej- seks i używki. Co z Lindą? Z Lindą zamierzam zabawiać się całą, cholerną noc.
~*~
Cześć kochani! Zgodnie z obietnicą rozdział w niedzielę, tym razem bez żadnych spóźnień ;) Pod 3 rozdziałem nie wykazaliście się zbytnio komentarzami, ale także my nie wywiązałyśmy się do końca z terminem. Dziś jesteśmy na czas i hmm mam nadzieję, że spodobał Wam się rozdział i pokażecie to w komentarzu!
Co do rozdziału to... jesteśmy pewne, że koło 90% jak nie więcej myślało, że chodzi o Justina. A tu BAM! Nick. Nick jest bardzo ważną postacią w tym wszystkim. To on będzie wiązał wiele wątków i będzie stanowił jedną z pierwszoplanowców :) Dlatego dziś gif z Nickiem
SKOMENTUJ
OMG! Uwielbiam ten rozdział!!! Nie mogę się już doczekać Justina, ale Nick jest super!
OdpowiedzUsuńCzekam na nn. Super Wam wychodzi to ff
xoxo
Witam, nigdzie nie znalazłam zakładki "SPAM". Jeżeli Ci to przeszkadza, śmiało usuń ten komentarz.
OdpowiedzUsuńLaura to dziewczyna trzymająca się na uboczu społeczeństwa.
W całej Abruzji została mianowana dziwaczką i outsiderką.
Mieszka w lesie będąc wychowywana przez swoją matkę, ponieważ jej ojciec, którego zresztą nie zna, podobno zginął w tragiczny sposób.
Wkrótce wszystko się zmienia, kiedy nadchodzą jej osiemnaste urodziny, dowiadując się o sobie prawdy.
Córki wilkołaka z Pawii, który według niektórych zmarł po rozcięciu nóg i rąk.
To nie była prawda.
Fantastyczna opowieść grozy, trzymająca w sobie tętno napięcia. Mieszanina wielu gatunków, przedstawiająca zarówno realie i życie społeczne, jak i magiczny świat zmiennokształtnych istot. Przyłącz się już dziś.
http://clinical-lycanthropy.blogspot.com
Ja tu czekałam na Justina, no! Dlaczego ty mi to robisz?! :(( Joe to mały... dupek! Nie lubię go. Czekam na następny ♥
OdpowiedzUsuń